Rząd chciał wprowadzić podatek handlowy. Na początku wypada się zdziwić,ponieważ czy nam się to podoba czy nie w Unii Europejskiej panuje taka zasada że nie przyjmuje do wiadomości jeżeli jakiś rząd pomoga swoim koncernom bo jest uważane za pomoc publiczną. Rząd musiał przypuszczać ,że podatek od sprzedaży detalicznej w takiej formie w jakiej został zaproponowy będzie zakwestionowany przez Komisję Europejską. Oczywiście można się zrzymać na instytucję europejską,ponieważ jest ewedentne działanie pomagające dużym siecią hipermarketów,które dnenują polski system podatkowy na potęgę. Można też użyć słusznego przecież argumentu że owe podejście organów europejskich doprawadza do tego mały sklepowy biznes czyli tak zwane dyskonty mogą upaść ponieważ nie wytrzymają konkurecji z dużymi sieciami handlowymi. To wszystko prawda. Fakty są jednak takie że Komisja Europejska zablokowała nam nałożenie tego podatku.
Bardzo dziwi mnie że strony ani ministra finansów ani polskiego rządu jaki to też nasz polski rząd ma pomysł na rozwiązanie tej całej niełatwej przecież sytuacji.Pieniądze z owego podatku w przyszłym budżecie muszą być bo przecież trzeba z czegoś sfinansować program 500+ czy zapowiedziane obniżenie wieku emerytalnego. Tymczasem minister Szałamacha,mówi że to źli lobbiści europejscy nie pozwalają dobremu polskiego rządowi wprowadzić owego podatku.Europoseł Czarnecki idzie w swoich rozważaniach jeszcze dalej mówiąc że nieuznanie przez Komisję owego podatku jest kompletnym absrudem. Posłowie i ministrowie z Pis chyba zapomnieli że to oni rządzą w Polsce a nie Komisja Europejska,albo jakakolwiek inna. Tak więc ja z dobrego serca podpowiem jak tę sprawę można rozwiązać. Jeżeli Eurokraci nie wiedzą lub raczej udają że nie wiedzą jak niekorzystne są dla nas jako państwa wielkie sieci handlowe. To propunuje zagrać z nimi w palanta. Udać że te duże powierzchnie w polskich miastach to nie duże centra handlowe,ale puste budynki służące nie wiedzieć komu,i wtedy nałożyć na nie solidny podatek.Rząd się zakiwał ciekawe jak z tego wyjdzie.
Drugim bardzo ważnym tematem który w tych dniach jest na agendzie polskich mediów jest wprowadzenie ustawowego zakazu handlu postanowiłem opisać oba tematy w jednej notce bo uważam ze mają ze sobą wiele wspólnego.
Oczywiście ekonomiści różnej maści podnoszą alarm ile na takim zakazie może stracić polska gospodarka i polscy konsumenci. Sprawa robiona jest bardzo sprytnie bo projekt złożyła Solidarność,która liczy na poparcie obecnej większości rządzowej. Moim zdaniem rzeczywiście sklepy trochę na tym stracą ponieważ dziś ludzie,którzy chodzą w niedzielę na zakupy,kupują nie tylko to co jest im niezbędnie potrzebne. A tak nie będzie jeżeli sklepy zostaną w niedzielę zamknięte. Ale przecież ludzie nie będą mniej jeść najwyżej mniej wyrzucać.Tak naprawdę nie chodzi tu o możliwość robienia zakupów w niedzielę. Chodzi oto że owe świąteczne zakupy to styl życia wielu polaków. Pozostaje jeszcze pytanie co z kawiarniami, muzeami i kinami bo przecież ludzie którzy nie pójdą w dzień święty do supermarketu gdzieś pójsć muszą. Ważnym argumentem jest tutaj również wspomniany podatek od sprzedaży detaliczej jeżeli nie uda się go wprowadzić szanse na wprowadzenie zakazu handlu w niedziele są mniejsze bo moim zdaniem owy podatek mógłby zrównoważyć trochę ewentualne straty z tytułu zamknięcia sklepu w niedzielę. Ale skoro jak mówił pewien wójt "w naszym kraju jest taki procent katolików że nawet w najmocniejszym spirytusie tyle nie ma" (znaczy jemu chodziło o gminę ale ja przerobiłem to na kraj). To zróbmy tak żeby w niedzielę ci co nie muszą pracować naprawdę nie musieli.Jeżeli wprowadzimy taki zakaz to całe państwo powinno się też postrać by w niedzielę promować sztukę i kulturę.
Rasumując ciekawe jak rząd poradzi sobie z zawiłości ekonomicznymi i walką z dużymi siecami handlowymi
